czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział V. Zamotani we własne kłamstwa.

To jest totalna klapa. Jestem załamana, wykończona psychicznie i no... Wybaczcie.  Naprawdę, spieprzyłam potencjał tego rozdziału. 
__________________
-Podobno z okazji Halloween, stary Drops zamierza zorganizować nocną wyprawę do zakazanego lasu. W czasie pełni!
- Pierdolisz – mruknął Severus, odgarniając włosy z twarzy. Zamiast skupić się na rewelacjach Bellatrix, próbował ujarzmić grzywkę. Może czas na wizytę u fryzjera?  Albo chociaż na inwestycję w nożyczki? A może…
- Snape, słuchasz mnie?
- He? – Serverus porzucił rozmyślania, znów spoglądając na Bellę. Westchnął. Co ją tak ekscytowało w durnym Halloween?
- To doskonały moment, by podrażnić tych twoich Huncwotów. Zawsze twoje gacie wiszą na drzewie, ale dziś w nocy…
***
Remus zacisnął dłonie w pięści, próbując skupić rozbudzony umysł na zadaniu z numerologii. Pełnia zbliżała się wielkimi krokami, a on z każdą chwilą czuł się coraz podlej. Jego wzrok co chwile uciekał na Vedis, której ani w głowie było skupianie się na lekcji. Zresztą…Kogo interesowały te durne cyferki.
- Panie Lupin, otrzymał pan już wynik?
Profesor zmrużył oczy, niecierpliwie patrząc na Gryfona. Remus nerwowo potarł wierzchem dłoni o skroń. Już dawno nie był aż tak rozkojarzony.
- Czterdzieści – wtrącił się Syriusz, unosząc wzrok znad notatek.
- Najpierw małżeństwo, dopiero potem możesz zmienić nazwisko. A i wtedy nie wypada odpowiadać za męża, panie Black – zrugał chłopaka nauczyciel. Po chwili stary mężczyzna pogładził się po długiej brodzie, a jego wyraz twarzy złagodniał. – Ale tak, to jest poprawna odpowiedź. To teraz…
Słowa nauczyciela przerwał dzwon, oznajmiający koniec lekcji. Uczniowie zerwali się ze swoich miejsc i natchnieni wizją przerwy wybiegli z sali.
- Syriuszku, czemu nie poinformowałeś mnie o swoich planach matrymonialnych? – Vedis podeszła do Huncwotów, gdy tylko zostali w klasie sami, przy okazji wyjmując bratu papierek z włosów.
- Ej, nie zamierzam hajtać się z Luniaczkiem. Nie ma cycków, nie mój typ.
- A jakby miał?
- JA TO WSZYSTKO SŁYSZĘ! – Remus z oburzeniem spojrzał na rodzeństwo Black.  Normalnie starał się nie reagować na ciągłe próby wyswatania go z kimś, ale żeby on i Black? Stop. Żeby on i FACET? To nie miało prawa bytu. – Jestem wiecznym kawalerem i dajcie mi święty spokój.
Vedis prychnęła.
- Prędzej mi kaktus na dupie wyrośnie, Lupin.
- A… pokażesz? – Zapytał, nim zdążył się ugryźć w język. Co ty sobie myślisz, Remus? Żadna dziewczyna, a już zwłaszcza Vedis, nie pokaże ci swojego tyłka.
Twarz Gryfona spłonęła rumieńcem. Zachowanie godne dzieciaka.
- Może… - Zachichotała Ślizgonka i nim Lupin zdążył zrozumieć sens tego słowa, wyszła z klasy.
***
- Jak dostaniesz polecenie, żeby iść grzecznie na zabawę Halloweenową, to je olej, dobra?
Syriusz  spojrzał w oczy siostry, wsuwając dłonie do kieszeni.  Niczego jej nie powie, spróbuje jedynie doprowadzić na właściwy trop.
Vedis westchnęła, wplatając czerwoną kokardę we włosy.
- I to ma mi niby pomóc zrozumieć, czemu Lupin wiecznie ma jakieś tajemnice?
- Częściowo na pewno. Ja ci nic więcej nie powiem.
Dziewczyna przewróciła oczami i wlazła na parapet. Miała własne problemy na głowie. Katniss, Toma,  zaliczenie z eliksirów. Rozdrabnianie cudzych tajemnic nie było jej teraz na rękę. 
A jednak.
Ciekawość nie dawała jej spokoju.
- Dobra. Dowiem się o co chodzi bez twoich tłumaczeń.
- Grzeczna dziewczynka. Braciszek jest z ciebie dumny – to mówiąc, Syriusz wyszczerzył kiełki. Pociągnął siostrę za obróżkę. – Kicia musi czasem pokazać pazurki.
- Żeby ci ich przypadkiem w odbyt nie wbiła – parsknęła.
***
-Serio musimy się przebierać? To takie dziecinne… - Narcyza stanęła przed lustrem i spojrzała na swoją poplamioną krwią suknie.  Nigdy nie lubiła Halloween, ta zabawa wydawała jej się jedynie stratą czasu i głupotą. Miała wrażenie, że poprawiając i tak tragiczną sukienkę pokazuje jedynie swą śmieszność.
- Zabawa to zabawa.
Bellatrix wsunęła w usta sztuczne kły i uśmiechnęła się lekko do siostry.  Andromeda wzdychając założyła skrzydła i podeszła do obu.
- Jesteście piękne, przestańcie się dopieszczać i chodźcie. Vedis, idziesz? – Dziewczyna spojrzała na kuzynkę.
- Za chwilę, idźcie.
Gdy siostry opuściły dormitorium, Vedis podeszła do lustra. Nie chodziło o wygląd, bo to dziewczyna miała w nosie. Strój miał być praktyczny, bo zupełnie nie wiedziała, gdzie zaprowadzi ją gonitwa za białym królikiem.
Spięła włosy, a różdżkę wsunęła za podwiązkę pod kiecką. Jak zwykle zakaz wnoszenia różdżki na zabawę.  Trudno było określić, za co panna Black postanowiła się przebrać. Sukienka była czerwona, wstążka we włosach również.
Z szafy wzięła jeszcze płaszczyk, który za pomocą zaklęcia z czarnego przefarbował się w czerwień.
Zabrała z parapetu koszyczek i zeszła do wielkiej sali. Została godzina do zachodu słońca, idealny moment na długą i nudną przemowę Dumbledora.
- Ve? Czy ty się przebrałaś za czerwonego kapturka? – Syriusz spojrzał na siostrę i parsknął śmiechem. Remus zakrztusił się pitą wodą. Ironio losu, ty sobie kpisz, prawda?
-  Może… Pójdę do lasu i zje mnie wilk – parsknęła, przewracając oczami.
- Vedis, nie powinnaś tak mówić, bo jeszcze coś ci się stanie. Przywołujesz pecha… - Lupin nerwowo pociągnął się za sznurek na szyi. Kto mu wymyślił kostium wisielca?
James odszedł, nie umiejąc dłużej powstrzymywać śmiechu. Syriusz pogłaskał siostrę po włosach.
- Nasza maleńka Melanie nie boi się wilków, prawda? 
- Niczego się nie boję. Remusie, lepiej uważaj, bo jeszcze pomyślę, że się o mnie martwisz.
Lupin nie odpowiedział. Zagryzł wargę i spojrzał w okno. Należałoby się ulotnić, a szkoda, bo miał wyjątkowo przyjemne widoki na tym balu.
Nim Dumbledore rozpoczął swój kolejny wykład, czwórka Huncwotów zabrała swe szlachetne osoby i opuściła przyjęcie.
Ślizgonka zawahała się. Iść za nimi, czy sobie darować? Co właściwie będzie z tego wszystkiego miała?
Zaryzykowała. Odstawiła koszyk na stolik i niepostrzeżenie wymknęła się za nimi.
- Emarentio vesica – mruknęła. Świat przez chwile migotał jej przed oczami. Miała dwie godziny, zanim czar przestanie działać i jej obecność wyjdzie na jaw.  Nie była dumna, że korzysta z zaklęć, których nauczali śmierciożercy, ale czego się nie robi w imię sprawy?
Animagia  jej nie zdziwiła. O tym Syriusz mówił dość otwarcie. Zresztą nie tylko mówił. Bardziej zaintrygował ją korytarz którym szli.
Dziewczyna miała wrażenie, że droga ciągnie się w nieskończoność.
***
Zostało jej pół godziny, a dalej niczego się nie dowiedziała. Stała pod ścianą Wrzeszczącej Chaty, obserwując Remusa który głaskał po łbie psią wersję Syriusza.
W jednej chwili spokojna, wręcz sielankowa sceneria uległa gwałtownej zmianie. Światło księżyca leniwie wdarło się do pomieszczenia. Z gardła młodego Lupina wyrwał się krzyk.
- Wilkołak – szepnęła panna Black, jakby nie potrafiła uwierzyć w to, co widzą jej oczy. Kucnęła i skuliła się. Zadrżała, gdy Remus warknął w jej stronę, jednocześnie machając owłosioną łapą. Zaklęcie nie maskowało zapachu.
Syriusz zerwał się z podłogi. Nie przemyślał jakie konsekwencje może mieć podpowiadanie siostrze.
Gdy zaklęcie przestało działać, a oczy potwora napotkały spojrzenie Vedis, Remus wydał z siebie wręcz rozpaczliwe wycie.
Vedis nie mogła się ruszyć. Naruszanie prywatności Remusa nie było dobrym pomysłem. Odwróciła się i uciekła. Jak tchórz, jak zwykle dziecko. Zawaliła.
***
Uczniowie Hogwartu, wedle idei zabawy dyrektora, szli przez zakazany las z dyniowymi lampionami w dłoniach. Vedis wpadła w tłum, próbując choć na chwile opanować oddech.
- A tobie co znowu? – Katniss złapała dziewczynę za nadgarstek. – Masz minę, jakbyś zobaczyła ducha…
- Zobaczyłam ciebie bez makijażu, to mi wystarczy – warknęła w odpowiedzi czarnowłosa. Nie rozrycz się, Black. Obiecałaś nigdy tego nie robić.
***
Poranek zastał młodych zmęczonych i częściowo w stanie nietrzeźwości. Remus resztkami sił podniósł się  z drewnianej podłogi i starł krew z twarzy.
-Kto jej pozwolił tu przyjść?
Odpowiedziało mu milczenie.  Był wściekły. Nie na nią. Każdego dnia obserwował jej niewinną ciekawość świata. Ale nie  natrafiłaby sama na wrzeszczącą chatę. Ten sekret był zbyt pilnie strzeżony.
- Ona nikomu nie powie…
- Nie o to chodzi! – Lupin przerwał Potterowi warknięciem. Na usta cisnęła mu się litania przekleństw. Losie, za co?
***
-Vedis! – Remus podbiegł do dziewczyny na korytarzu. Nie wiedział, co powinien jej powiedzieć. Musiał ją zmusić, aby trzymała się od niego z daleka.
- Wiem, nie powinnam była… - Wymamrotała Ślizgonka, unikając wzroku chłopaka. Zakręciła kosmyk włosów na palcu. Powinna przeprosić, lecz nie potrafiła. To jedno słowo nie umiało przejść jej przez gardło.
- Nie powinnaś była? Cholera jasna, Lily miała rację, Ślizgonom nie wolno ufać. Jesteś tylko jeszcze jedną wścibską idiotką, która nie potrafi trzymać się swoich spraw – prychnął, dość mocno łapiąc dziewczynę za nadgarstek. Oby to dało jakikolwiek efekt, bo patrząc w jej zamglone oczy serce rozpadało mu się na miliony drobnych okruchów. – Powiesz komuś, a następnej pełni mogę być bardzo, bardzo nie miły..
- Puść mnie, do cholery – Black wyrwała rękę z uścisku Gryfona i jednym ruchem przystawiła różdżkę do jego szyi. – Gryfońska pizda, boi się dziewczyny – rzuciła krótko, śmiejąc się gorzko.
Odwróciła się do niego plecami.
- Nikomu nie powiem – dodała, nerwowo zagryzając wargę. Chciałaś go trzymać na odległość. Czemu teraz czujesz się z tym tak podle? Jesteś marionetką, Black. Pozbądź  się w końcu ludzkich uczuć, bo zginiesz szybciej niż Lord by tego chciał.
***                                                                                                                                  
Trzeci listopada. Syriusz jak co roku otworzył przed siostrą pokój życzeń i wyjął z torby słodycze z miodowego królestwa.
- Wszystkiego najlepszego, Vedis. I żeby nasz kolejny rok w końcu był lepszy.
- Wszystkiego najlepszego, Syriusz. Żeby chociaż nie był gorszy.
Chłopak mocno objął swą siostrę w pasie, wtulając twarz w jej włosy. Żadne z nich oficjalnie nie obchodziło urodzin. To był ich dzień, ich dwadzieścia cztery godziny, podczas których opychali się słodyczami, pili ognistą i rozmawiali o własnych problemach.
- On cię lubi, Ve, to się tak nie skończy.
***
-Fenrirze, nawet nie sądziłem, że twoje dzieło może być tak przydatne.

Voldemort przesunął palcami po swej różdżce, zrywając się z fotela. Kilka razy przeszedł po pokoju, myślami krążąc wokół Remusa Lupina. Czy to możliwe, że dzięki niemu uda mu się zapanować nad tą krnąbrną nastolatką?