To jest totalna klapa. Jestem załamana, wykończona psychicznie i no... Wybaczcie. Naprawdę, spieprzyłam potencjał tego rozdziału.
__________________
-Podobno z
okazji Halloween, stary Drops zamierza zorganizować nocną wyprawę do zakazanego
lasu. W czasie pełni!
- Pierdolisz
– mruknął Severus, odgarniając włosy z twarzy. Zamiast skupić się na
rewelacjach Bellatrix, próbował ujarzmić grzywkę. Może czas na wizytę u
fryzjera? Albo chociaż na inwestycję w
nożyczki? A może…
- Snape,
słuchasz mnie?
- He? –
Serverus porzucił rozmyślania, znów spoglądając na Bellę. Westchnął. Co ją tak
ekscytowało w durnym Halloween?
- To
doskonały moment, by podrażnić tych twoich Huncwotów. Zawsze twoje gacie wiszą
na drzewie, ale dziś w nocy…
***
Remus
zacisnął dłonie w pięści, próbując skupić rozbudzony umysł na zadaniu z
numerologii. Pełnia zbliżała się wielkimi krokami, a on z każdą chwilą czuł się
coraz podlej. Jego wzrok co chwile uciekał na Vedis, której ani w głowie było
skupianie się na lekcji. Zresztą…Kogo interesowały te durne cyferki.
- Panie
Lupin, otrzymał pan już wynik?
Profesor
zmrużył oczy, niecierpliwie patrząc na Gryfona. Remus nerwowo potarł wierzchem
dłoni o skroń. Już dawno nie był aż tak rozkojarzony.
-
Czterdzieści – wtrącił się Syriusz, unosząc wzrok znad notatek.
- Najpierw
małżeństwo, dopiero potem możesz zmienić nazwisko. A i wtedy nie wypada
odpowiadać za męża, panie Black – zrugał chłopaka nauczyciel. Po chwili stary
mężczyzna pogładził się po długiej brodzie, a jego wyraz twarzy złagodniał. –
Ale tak, to jest poprawna odpowiedź. To teraz…
Słowa
nauczyciela przerwał dzwon, oznajmiający koniec lekcji. Uczniowie zerwali się
ze swoich miejsc i natchnieni wizją przerwy wybiegli z sali.
- Syriuszku,
czemu nie poinformowałeś mnie o swoich planach matrymonialnych? – Vedis
podeszła do Huncwotów, gdy tylko zostali w klasie sami, przy okazji wyjmując
bratu papierek z włosów.
- Ej, nie
zamierzam hajtać się z Luniaczkiem. Nie ma cycków, nie mój typ.
- A jakby
miał?
- JA TO
WSZYSTKO SŁYSZĘ! – Remus z oburzeniem spojrzał na rodzeństwo Black. Normalnie starał się nie reagować na ciągłe
próby wyswatania go z kimś, ale żeby on i Black? Stop. Żeby on i FACET? To nie
miało prawa bytu. – Jestem wiecznym kawalerem i dajcie mi święty spokój.
Vedis
prychnęła.
- Prędzej mi
kaktus na dupie wyrośnie, Lupin.
- A…
pokażesz? – Zapytał, nim zdążył się ugryźć w język. Co ty sobie myślisz, Remus?
Żadna dziewczyna, a już zwłaszcza Vedis, nie pokaże ci swojego tyłka.
Twarz
Gryfona spłonęła rumieńcem. Zachowanie godne dzieciaka.
- Może… -
Zachichotała Ślizgonka i nim Lupin zdążył zrozumieć sens tego słowa, wyszła z
klasy.
***
- Jak
dostaniesz polecenie, żeby iść grzecznie na zabawę Halloweenową, to je olej,
dobra?
Syriusz spojrzał w oczy siostry, wsuwając dłonie do
kieszeni. Niczego jej nie powie,
spróbuje jedynie doprowadzić na właściwy trop.
Vedis
westchnęła, wplatając czerwoną kokardę we włosy.
- I to ma mi
niby pomóc zrozumieć, czemu Lupin wiecznie ma jakieś tajemnice?
- Częściowo
na pewno. Ja ci nic więcej nie powiem.
Dziewczyna
przewróciła oczami i wlazła na parapet. Miała własne problemy na głowie.
Katniss, Toma, zaliczenie z eliksirów.
Rozdrabnianie cudzych tajemnic nie było jej teraz na rękę.
A jednak.
Ciekawość
nie dawała jej spokoju.
- Dobra.
Dowiem się o co chodzi bez twoich tłumaczeń.
- Grzeczna
dziewczynka. Braciszek jest z ciebie dumny – to mówiąc, Syriusz wyszczerzył
kiełki. Pociągnął siostrę za obróżkę. – Kicia musi czasem pokazać pazurki.
- Żeby ci
ich przypadkiem w odbyt nie wbiła – parsknęła.
***
-Serio
musimy się przebierać? To takie dziecinne… - Narcyza stanęła przed lustrem i
spojrzała na swoją poplamioną krwią suknie. Nigdy nie lubiła Halloween, ta zabawa wydawała
jej się jedynie stratą czasu i głupotą. Miała wrażenie, że poprawiając i tak
tragiczną sukienkę pokazuje jedynie swą śmieszność.
- Zabawa to
zabawa.
Bellatrix
wsunęła w usta sztuczne kły i uśmiechnęła się lekko do siostry. Andromeda wzdychając założyła skrzydła i
podeszła do obu.
- Jesteście
piękne, przestańcie się dopieszczać i chodźcie. Vedis, idziesz? – Dziewczyna
spojrzała na kuzynkę.
- Za chwilę,
idźcie.
Gdy siostry
opuściły dormitorium, Vedis podeszła do lustra. Nie chodziło o wygląd, bo to
dziewczyna miała w nosie. Strój miał być praktyczny, bo zupełnie nie wiedziała,
gdzie zaprowadzi ją gonitwa za białym królikiem.
Spięła
włosy, a różdżkę wsunęła za podwiązkę pod kiecką. Jak zwykle zakaz wnoszenia
różdżki na zabawę. Trudno było określić,
za co panna Black postanowiła się przebrać. Sukienka była czerwona, wstążka we
włosach również.
Z szafy
wzięła jeszcze płaszczyk, który za pomocą zaklęcia z czarnego przefarbował się
w czerwień.
Zabrała z
parapetu koszyczek i zeszła do wielkiej sali. Została godzina do zachodu
słońca, idealny moment na długą i nudną przemowę Dumbledora.
- Ve? Czy ty
się przebrałaś za czerwonego kapturka? – Syriusz spojrzał na siostrę i parsknął
śmiechem. Remus zakrztusił się pitą wodą. Ironio losu, ty sobie kpisz, prawda?
- Może… Pójdę do lasu i zje mnie wilk –
parsknęła, przewracając oczami.
- Vedis, nie
powinnaś tak mówić, bo jeszcze coś ci się stanie. Przywołujesz pecha… - Lupin
nerwowo pociągnął się za sznurek na szyi. Kto mu wymyślił kostium wisielca?
James
odszedł, nie umiejąc dłużej powstrzymywać śmiechu. Syriusz pogłaskał siostrę po
włosach.
- Nasza maleńka
Melanie nie boi się wilków, prawda?
- Niczego
się nie boję. Remusie, lepiej uważaj, bo jeszcze pomyślę, że się o mnie
martwisz.
Lupin nie
odpowiedział. Zagryzł wargę i spojrzał w okno. Należałoby się ulotnić, a
szkoda, bo miał wyjątkowo przyjemne widoki na tym balu.
Nim
Dumbledore rozpoczął swój kolejny wykład, czwórka Huncwotów zabrała swe
szlachetne osoby i opuściła przyjęcie.
Ślizgonka
zawahała się. Iść za nimi, czy sobie darować? Co właściwie będzie z tego
wszystkiego miała?
Zaryzykowała.
Odstawiła koszyk na stolik i niepostrzeżenie wymknęła się za nimi.
- Emarentio
vesica – mruknęła. Świat przez chwile migotał jej przed oczami. Miała dwie
godziny, zanim czar przestanie działać i jej obecność wyjdzie na jaw. Nie była dumna, że korzysta z zaklęć, których
nauczali śmierciożercy, ale czego się nie robi w imię sprawy?
Animagia jej nie zdziwiła. O tym Syriusz mówił dość
otwarcie. Zresztą nie tylko mówił. Bardziej zaintrygował ją korytarz którym
szli.
Dziewczyna
miała wrażenie, że droga ciągnie się w nieskończoność.
***
Zostało jej
pół godziny, a dalej niczego się nie dowiedziała. Stała pod ścianą Wrzeszczącej
Chaty, obserwując Remusa który głaskał po łbie psią wersję Syriusza.
W jednej
chwili spokojna, wręcz sielankowa sceneria uległa gwałtownej zmianie. Światło
księżyca leniwie wdarło się do pomieszczenia. Z gardła młodego Lupina wyrwał
się krzyk.
- Wilkołak –
szepnęła panna Black, jakby nie potrafiła uwierzyć w to, co widzą jej oczy.
Kucnęła i skuliła się. Zadrżała, gdy Remus warknął w jej stronę, jednocześnie
machając owłosioną łapą. Zaklęcie nie maskowało zapachu.
Syriusz
zerwał się z podłogi. Nie przemyślał jakie konsekwencje może mieć podpowiadanie
siostrze.
Gdy zaklęcie
przestało działać, a oczy potwora napotkały spojrzenie Vedis, Remus wydał z siebie
wręcz rozpaczliwe wycie.
Vedis nie
mogła się ruszyć. Naruszanie prywatności Remusa nie było dobrym pomysłem.
Odwróciła się i uciekła. Jak tchórz, jak zwykle dziecko. Zawaliła.
***
Uczniowie
Hogwartu, wedle idei zabawy dyrektora, szli przez zakazany las z dyniowymi
lampionami w dłoniach. Vedis wpadła w tłum, próbując choć na chwile opanować
oddech.
- A tobie co
znowu? – Katniss złapała dziewczynę za nadgarstek. – Masz minę, jakbyś
zobaczyła ducha…
- Zobaczyłam
ciebie bez makijażu, to mi wystarczy – warknęła w odpowiedzi czarnowłosa. Nie
rozrycz się, Black. Obiecałaś nigdy tego nie robić.
***
Poranek
zastał młodych zmęczonych i częściowo w stanie nietrzeźwości. Remus resztkami
sił podniósł się z drewnianej podłogi i
starł krew z twarzy.
-Kto jej
pozwolił tu przyjść?
Odpowiedziało
mu milczenie. Był wściekły. Nie na nią.
Każdego dnia obserwował jej niewinną ciekawość świata. Ale nie natrafiłaby sama na wrzeszczącą chatę. Ten
sekret był zbyt pilnie strzeżony.
- Ona nikomu
nie powie…
- Nie o to
chodzi! – Lupin przerwał Potterowi warknięciem. Na usta cisnęła mu się litania przekleństw.
Losie, za co?
***
-Vedis! –
Remus podbiegł do dziewczyny na korytarzu. Nie wiedział, co powinien jej
powiedzieć. Musiał ją zmusić, aby trzymała się od niego z daleka.
- Wiem, nie
powinnam była… - Wymamrotała Ślizgonka, unikając wzroku chłopaka. Zakręciła
kosmyk włosów na palcu. Powinna przeprosić, lecz nie potrafiła. To jedno słowo
nie umiało przejść jej przez gardło.
- Nie
powinnaś była? Cholera jasna, Lily miała rację, Ślizgonom nie wolno ufać.
Jesteś tylko jeszcze jedną wścibską idiotką, która nie potrafi trzymać się
swoich spraw – prychnął, dość mocno łapiąc dziewczynę za nadgarstek. Oby to
dało jakikolwiek efekt, bo patrząc w jej zamglone oczy serce rozpadało mu się
na miliony drobnych okruchów. – Powiesz komuś, a następnej pełni mogę być
bardzo, bardzo nie miły..
- Puść mnie,
do cholery – Black wyrwała rękę z uścisku Gryfona i jednym ruchem przystawiła
różdżkę do jego szyi. – Gryfońska pizda, boi się dziewczyny – rzuciła krótko,
śmiejąc się gorzko.
Odwróciła
się do niego plecami.
- Nikomu nie
powiem – dodała, nerwowo zagryzając wargę. Chciałaś go trzymać na odległość.
Czemu teraz czujesz się z tym tak podle? Jesteś marionetką, Black. Pozbądź się w końcu ludzkich uczuć, bo zginiesz
szybciej niż Lord by tego chciał.
***
Trzeci
listopada. Syriusz jak co roku otworzył przed siostrą pokój życzeń i wyjął z
torby słodycze z miodowego królestwa.
-
Wszystkiego najlepszego, Vedis. I żeby nasz kolejny rok w końcu był lepszy.
-
Wszystkiego najlepszego, Syriusz. Żeby chociaż nie był gorszy.
Chłopak
mocno objął swą siostrę w pasie, wtulając twarz w jej włosy. Żadne z nich
oficjalnie nie obchodziło urodzin. To był ich dzień, ich dwadzieścia cztery
godziny, podczas których opychali się słodyczami, pili ognistą i rozmawiali o
własnych problemach.
- On cię
lubi, Ve, to się tak nie skończy.
***
-Fenrirze,
nawet nie sądziłem, że twoje dzieło może być tak przydatne.
Voldemort
przesunął palcami po swej różdżce, zrywając się z fotela. Kilka razy przeszedł
po pokoju, myślami krążąc wokół Remusa Lupina. Czy to możliwe, że dzięki niemu
uda mu się zapanować nad tą krnąbrną nastolatką?
Jest fajny. Przyznam, że czwarty rozdział wydawał mi się lepszy, ale...to tylko malutka różnica. Masz strasznie ekstra styl pisania i za to uwielbiam twoje wpisy. Czekam na więcej (tak, wiem, że do tego jeszcze daleko)
OdpowiedzUsuńTakie... Zagmatwane. I to bardzo.
OdpowiedzUsuńOgółem całkiem fajnie, ale bardzo mieszasz. :D
Wybacz, mój mózg się wyłączył po dniu spędzonym w szkole (pocieszam się tym, że za tydzień Wigilia!), więc nie dam rady napisać jakiegoś bardziej konstruktywnego komentarza. ;)
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Niedawno trafiłam na Twojego bloga i zakochałam się :-D masz bardzo fajny styl. Czekam na następne rozdziały.
OdpowiedzUsuńNiedawno trafiłam na Twojego bloga i zakochałam się :-D masz bardzo fajny styl. Czekam na następne rozdziały.
OdpowiedzUsuńJak moja poprzedniczka - zakochałam się. Blog jest ciekawy, fabuła porywająca, czas akcji ... Och. Idealnie. Jestem naprawdę zaciekawiona, co w mojej naturze jest chyba normalką, postaram się dotrwać jak najdłużej - nauka mnie goni niczym Tom Riddle, Pottera, powoli, powoli i nagle - Boom znowu zawaliłaś. W sensie średnia niska, zdawać to ja zdaje. Cholera, rozpisałam się.
OdpowiedzUsuńŻyczę: Weny&Szampańskiego_Sylwestra&Miłosiernego_Kaca.
Pozdrawiam,
SLY.