Czarnowłosa dziewczynka kurczowo zaciskała dłonie
na marmurowym parapecie. Wpatrywała się w księżyc, trzęsąc się z zimna. Nie
wiedziała, gdzie jest. Była przerażona, samotna i zagubiona. Gdzieś w oddali
wyły wilki. A może to nie były zwykłe wilki?
Dziewczynka skuliła się na ziemi.
Chciała do domu. Do mamy. Do taty. Do braciszka.
Załkała żałośnie i zamknęła oczy.
Zerwała się z ziemi dopiero gdy usłyszała huk.
- Przemyślałaś swoje zachowanie?
- Tak – szepnęła, wpatrując się w
mężczyznę. Przybysz posłał jej szyderczy uśmiech i wyciągnął do niej dłoń.
- Będziesz mi służyć?
- Niczego nie przysięgnę.
- Nie musisz. Obiecaj.
Dziecko zawahało się. Ciało wciąż
bolało ją po zaklęciu tego okropnego pana. Zadygotała, lecz po chwili wstała i
ujęła jego dłoń.
- Nie skrzywdzisz nikogo z mojej
rodziny?
- Nie.
- W takim razie obiecuję.
Vedis
zerwała się z łóżka. Odetchnęła głęboko.
Znowu sen. Znowu cholerny sen.
Opadła na
poduszkę i znów zamknęła oczy. Minął miesiąc od początku roku szkolnego.
Miesiąc kłamstw i oszustw. Miesiąc koszmarów i cholernego bólu.
- Zabiję się
kiedyś – wymruczała w poduszkę. To tyle z jej spania. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz się
wyspała. Pobudki w środku nosy, wspomnienia i koszmary. Nie no, wesoło było.
Dziewczyna
złapała kilka podręczników i wyszła z dormitorium. Usiadła na kanapie i zaczęła
przeglądać ostatnie tematy z eliksirów.
- Znowu nie
śpisz po nocach? – Do uszu dziewczyny dobiegł głos jej młodszej siostry. Vedis
wymusiła uśmiech, patrząc na dziewczynę. Była dopiero na pierwszym roku, miała
przed sobą cały świat i żaden zasrany Lord do niczego jej nie zmuszał. Vedis
jej zazdrościła. Zazdrościła wolności.
- Amelio,
wolałabym, żebyś wróciła do swojego dormitorium. Zaśpisz na zaklęcia, kochanie.
- Nie
zaśpię. – Młodsza z panien Black podeszła do siostry i usiadła jej na kolanach.
Vedis wtuliła nos w jej włoski i westchnęła. Zapowiadała się długa noc.
***
- Ziemia
do Vedis. – Syriusz pomachał ręką przed
oczami siostry, na chwilę odrywając się od partii szachów z Remusem. – Wszystko
gra?
- Nie musisz
o to pytać co pięć minut – odparła przewracając oczami i sięgając po kolejną
czekoladkę.
Spotkania
Huncwotów odbywały się każdego popołudnia w pokoju życzeń. Musieli się dużo
bardziej ukrywać, odkąd Vedis się na
nich pojawiała, ale jakoś sobie radzili. Większość grupy szybko przyzwyczaiła
się do obecności dziewczyny.
- Te, żmija,
skoro już tu siedzisz, to podałabyś nam jakieś informacje o ślizgonach.
Evans
podniosła się z kanapy i podeszła do panny Black. Spojrzała na nią z pogardą i
oczekiwaniem. Czarnowłosa westchnęła.
- Po
pierwsze, panno Evans, po takim czasie
powinnaś już zapamiętać moje imię, lub chociaż cholerne nazwisko. I lepiej to
zrób, bo wolałabym uniknąć nazywania cię per szlamą.
Na dźwięk
ostatniego słowa James momentalnie złapał Lily za rękę. Syriusz z niepokojem
spojrzał na Remusa, który jedynie wzruszył ramionami. Przecież Vedis nic złego
nie powiedziała. Jeszcze.
- Po
drugie, nie będę robić za szpiega, czy to w tę czy w tamtą stronę. Jak będzie
coś zagrażającego komukolwiek, to pierwsi się o tym dowiecie.
Vedis
wstała. Próbowała zaufać Huncwotom, ale nie potrafiła.Uwielbiała ich, ale przez Lily cały czas
czuła do tej grupki dystans. Trwała w tym tylko ze względy na Syriusza.
- Pójdę już,
dobranoc.
Wyszła z
pokoju życzeń. Chłodny wiatr delikatnie owiał jej twarzy, przywodząc na myśl
spokój i bezpieczeństwo.
Bezpieczeństwo.
Czy ona mogła wprost powiedzieć „tak, wiem co to znaczy”? Skłamałaby wtedy, a
przecież nie wolno opowiadać kłamstw.
Zamknęła
oczy, pozwalając wspomnieniu zmieszać się z otaczającą ją teraźniejszością.
- Lordzie, wiem, że mnie wybrałeś,
ale wciąż nie wiem do czego.
Nastoletnia dziewczyna, która
następnego dnia miała pierwszy raz pójść do Hogwartu, stała przed swym „panem”.
Jej twarz i postawa nie zdradzały żadnych emocji.
- Mówiłem. Masz powstrzymać mą
zagładę. Tak mówi wieszczka. Nie słuchasz mnie.
Mężczyzna uniósł różdżkę. Po chwili w
komnacie rozległ się krzyk.
Potrząsnęła
głową. Nieważne.
Nieważne.
Zupełnie nieważne.
***
Katniss stanęła na środku pokoju wspólnego. Wygłaszała
właśnie kolejne wielkie przemówienie, gdy do sali weszła Vedis Black. Panienka
Riddle zmrużyła oczy. Cholerna dziewczyna. Nienawiść do tej pseudo-ślizgonki
rosła w Kat z dnia na dzień. Widząc ją musiała zaciskać dłoń na różdżce. A
jednak musiała ją tolerować.
- Ve, skarbie, chodź do nas.
- Po co?
Black podeszła do wołającej ją Katniss. Mamrocząc pod nosem
przekleństwa rzuciła się na kanapę.
Pokój wspólny Slytherinu niemal natychmiastowo opustoszał.
- Mam do ciebie jedno pytanie, słoneczko. Po czyjej ty do
cholery jesteś stronie? Dalej nie złożyłaś przysięgi. Ręka wciąż boli?
Riddle nawlekła kosmyk swych włosów na różdżkę. Serce Vedis
zadrżało. Dziewczyna znała konsekwencje swoich wyborów. Tu nie chodziło o nią.
Gdyby chodziło o nią już dawno dałaby się zabić. Gdyby, do cholery.
- Nie złożę przysięgi,
Riddle.
- Mój ojciec..
- W dupie mam twojego ojca. Jestem mu wierna, ale nie złożę żadnej zasranej przysięgi.
Skoro mnie tak bardzo potrzebuje, obejdzie się bez niej.
Słodki uśmiech nie schodził z twarzy Vedis. Grała na zwłokę.
Kończyły jej się pomysły.
Przeczesała palcami włosy i szepnęła zaklęcie. Niewielki ptaszek o białych jak śnieg piórkach wylądował
na ramieniu Katniss. Black wstała i wyjęła różdżkę.
- Avada kedavra – prychnęła, a gdy ptak padł martwy,
przerwała rozmowę i z trzaśnięciem
drzwiami wyszła z pokoju. Spojrzała na swoją różdżkę z obrzydzeniem. Nienawidziła
tych słów. Tak samo, jak nienawidziła swojego nazwiska, listów od rodziców i
świadomości, że musi dokonać zdrady. Jeszcze nie wiedziała jakiej. Nie
miała pojęcia na czym będzie opierało
się zło które wyrządzi. Ale wiedziała, że ktoś zginie. Wiedziała, że ten
trzymany przez nią w dłoni kawałek drewna, kiedyś zabije człowieka. Prędzej czy
później odbierze prawdzie życie, a nie tylko wyczarowanego ptaszka.
Wyjęła z kieszeni spinkę i spięła włosy. Przeznaczenie to
szmata, a nadzieja okrutna dziwka, którą może mieć każdy. Ale dziwka to nic
więcej jak chwilowa przyjemność, nie daje nic prawdziwego.
- Remusie…
Dziewczyna podeszła do stojącego na korytarzu Gryfona.
Chłopak spojrzał w jej oczy. Nie rozumiał jej. Był
inteligentny, ale nie miał pojęcia co siedzi w jej sercu. O ile oczywiście je
miała.
Widział za to to, co ukrywała przed całym światem. Widział strach.
- Vedis. – Wypowiedział cicho imię dziewczyny i lekko dotknął jej
dłoni. Chłód kobiecej skóry wywołał u niego
dreszcz. Cofnął się. Nie. Nie mógł. –
Odejdź, Vedis. Ja…
Dziewczyna zaśmiała się gorzko.
- Nie bój się. Jeszcze chwila i mnie znienawidzisz. Zadbam o
to.
***
Deszcz za oknem był siódmym niebem dla Amelie Elisabeth Aryi
Black. Uczennica pierwszego roku chętnie wpatrywała się w kropelki. Gdy
podszedł do niej jeden z uczniów z jej roku, uśmiechnęła się lekko i niewinnie.
- Jaka będziesz jak dorośniesz? Jesteś taka… Delikatna. Nie
nadajesz się do Slytherinu.
- Będę taka, jak Vedis! Ona jest cudowna, wiesz? Jest moją
siostrą i bardzo ją podziwiam. Zawsze wszystko robi dobrze. Syriusza też lubię,
ale Vedis się ładniej ubiera.
W tym czasie sama zainteresowana zapisała kolejną notatkę w
swym dzienniku. Nadawałaby się na detektywa.
„ Ludzie mają to do siebie, że widzą, co widzieć chcą.
Uparcie szukają dobra tam, gdzie go nie ma. Widzą to co nie istnieje, bo patrzą
w pustkę. Pustkę, której nie widzą. Czasem chciałabym wiedzieć, co ludzie
widząc w moich oczach. Osobiście widzę w nich wija. Gdy zdechnie, nie pozostanie już nic.”
***
Syriusz spojrzał na swoich przyjaciół.
- Czas, dzieci. Czas. Przed Armagedonem wszystko się wyjaśni –
mruknął. Lily spuściła głowę. Czuła się
winna. Zasiała niepewność w grupie. Znowu. Przez własną głupotę i własny lęk.
- Przeproszę ją.
- Nie uwierzy w przeprosiny. Czas.
Remus zamknął oczy. Zerwał się z kanapy dopiero wtedy, gdy
usłyszał miauczenie kota. Podszedł do okna. Jego czarna przyjaciółka siedziała
na parapecie i mruczała niecierpliwie.
- Jak zwykle spragniona pieszczot. Właściciel ma cię w nosie?
Potakujące miauknięcie. Czyżby kotka rozumiała? Remus zaczął
drapać ją za uszkiem.
Syriusz spojrzał na Remusa i kota. Westchnął. Kłódka tajemnic
ciążyła mu w gardle niczym ość. Prawda musi pojawić się przypadkiem. Kłamstwa
są łatwiejsze, są pewniejsze.
***
Katniss oparła głowę o ramię Severusa i załkała.
- Ptak… Zabiła…
- Wiem. Nie umiesz patrzeć na śmierć. – Czarnowłosy ślizgon
mocno przytulił do siebie swoją ukochaną. Tylko on znał prawdę o niej. Znał jej słabości i marzenia, umiał
przejrzeć jej grę.
- Dlaczego?
- Bo obie gracie na cholernej scenie twego ojca, próbując
jedynie wyjść z tego żywe.
***
Tom Riddle zaśmiał się. Wszystko szło dokładnie tak, jak iść
miało. Ten świat będzie jego. Tylko jego.
_______________________________________
Poziom zadowolenia z rozdziału? Marny.
Zmęczenie po próbnych - które zjebałam, bo jakby inaczej - cholerne.
Rozdział napisałam, bo panienka Amelia rzuciła na mnie imperio, a to lepsze niż kop w rzyć.
Jest jaki jest. Meh. Nieważne, jak się pogubicie to nie czytajcie po prostu. O.