niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział II. Codzienność na eksport.

   -Przecież mówiłam to już kilkanaście razy. Dlaczego wasze szlachetne tyłki nie mogą chociaż raz ruszyć się od razu? Dlaczego muszę powtarzać wszystko po kilkanaście razy, jak stadu tępych, mugolskich baranów?
Katniss dostawała szału za każdym razem, gdy ktoś ignorował jej polecenie. Tak było i tym razem. W jej oczach szalały iskierki mordu i nawet delikatny dotyk Severusa nie był w stanie jej uspokoić. Wstała gwałtownie z miejsca, uderzając dłonią o stół. Po sali przeszedł pomruk zdziwionych uczniów. Było zbyt wcześnie, aby ktokolwiek mógł zrozumieć, jaki dramat przeżywała panna Riddle.
- Prosiłaś o sól, Kat. O SÓL. Przestań drzeć japę na wszystko co się rusza, bo twoje humorki zaczynają działać wszystkim na nerwy. – Vedis posłała białowłosej gardzące spojrzenie. Te dwie nigdy za sobą nie przepadały. Wystarczyła niewielka iskra, żeby obie panie sięgały po różdżki. Ich pojedynki nie kończyły się zbyt dobrze, dlatego zawsze ktoś z grupy starał się stanąć między nimi.
- Dzisiaj sól, jutro mord na świcie Pottera.
   Na wzmiankę o Huncwotach Vedis nieznacznie się wzdrygnęła. Zmrużyła oczy i zaczęła mieszać łyżeczką w kawie. Nigdy nie zaczynała dnia inaczej, jak od tego życiodajnego napoju. Receptura przeważnie  nie ulegała większym zmianom; półtorej łyżeczki rozpuszczalnej, jedna czwarta kubka mleka i dwie łyżeczki miodu. Nikt nie rozumiał jej zamiłowania do roztworu glukozy i fruktozy w kawie, ale po latach nauczyli się nie zwracać na to większej uwagi.
„..jutro mord na świcie Pottera.” Zdanie wypowiedziane przez Katniss nie mogło umknąć uwadze panienki Black. Dziewczyna powtórzyła je w myślach kilka razy. Powinna wspomnieć o tym bratu? Chyba nie było większej potrzeby, w końcu to tylko czcze gadanie. A może jednak?
Vedis była w stanie przełknąć wszystko, doświadczenie życiowe nauczyło ją, jak należy radzić sobie z bólem i stratą. Udowodniło jej, że jest ponad społeczeństwem, że jest po prostu lepsza od nich, czegokolwiek by nie powiedzieli. Jednakże każde słowo wymierzone w jej brata wzbudzało natychmiastową agresję.
Zagryzła wargę. Wypadałoby coś zjeść.  Albo lepiej nie. Żołądek i tak miała zawiązany w supeł.
- Chodźmy na lekcje. – Lucjusz pierwszy wstał od stołu. Reszcie nie pozostało nic innego, jak powlec się za nim. Black zrobiła ostatni łyk kawy i wybiegła z Sali bez śniadania. Jak zwykle ostatnia. Włosy rozsypały jej się na plecach, jakby szczotki nie widziały od lat, krawat znów się rozwiązał, a dzwoneczek na szyi pobrzękiwał dźwięcznie.  No i typowo nie zawiązała glanów.
- Zabijesz się kiedyś o te sznurówki.
Severus zawsze patrzył na tę istotę z rozbawieniem. Nie była nikim niezwykłym, ale każdy kto się jej przyjrzał, mógł znaleźć w niej jakąś ciekawą cechę.

***
   Dźwięk tłuczonego szkła przerwał monotonię lekcji. Czarnowłosa dziewczyna uniosła wzrok znad własnego kociołka i spojrzała na sprawcę całego zamieszania.
- Ale panie profesorze, ta szklanka była śliska! – Młody, pulchny Gryfon nadął policzki niczym przedszkolak. Wyglądał jak chomik, który przed chwilą dostał kolację. Podrapał się po czole i nerwowo wbił wzrok w podłogę.
- To nie jest szklanka, tylko zlewka, panie Pettigrew – profesor Slughorn westchnął. Nie od dziś miał problem z tym uczniem. Peter nie wykazywał żadnego talentu do eliksirów, wiecznie coś tłukł i przewracał. – Posprzątaj po sobie, dziś wyjątkowo bez punktów ujemnych – oznajmił w końcu.
- Nie martw się, Glizdo, kiedyś ogarniesz ten przedmiot.
Syriusz położył rękę na ramieniu przyjaciela i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Sprawca całego zamieszania poprawił szatę i uśmiechnął się blado. Spojrzał błagalnie na Evans, która bez słowa, jednym machnięciem różdżki naprawiła roztrzaskaną zlewkę.
- A panna Black skończyła swój eliksir, że obserwuje Gryfonów zamiast pracować?
Głos profesora wyrwał dziewczynę z rozmyślań. Szybko mogła poczuć na sobie wzrok całej klasy. Dumnie uniosła podbródek i uśmiechnęła się ironicznie.
- Ależ oczywiście, że skończyłam. Nie marnowałabym cennego czasu, profesorze – odparła i niepostrzeżenie machnęła różdżką. – Na oknie osiadł barwny motyl, który wzbudził moje zainteresowanie. Dlatego na chwilę się rozkojarzyłam.
Teraz wszyscy obecni zaczęli przyglądać się zwierzęciu na szybie. Udało się. Vedis odetchnęła z ulgą i pośpiesznie dokończyła eliksir. Wyjęła z torby swój dziennik i dopisała kilka obserwacji.
- Ciekawie – wymruczała, trąc piórem o skronie. Znów coś nie pasowało.  Właściwie nic nie pasowało.

***
-Chodź na obiad – Narcyza pociągnęła kuzynkę za rękaw szaty. Vedis wykopała głowę zza sterty podręczników i leniwie zdmuchnęła kosmyk włosów z twarzy. To był dopiero pierwszy dzień, a ona już siedziała w bibliotece, cała zakopana podręcznikami. W brzuchu grała jej cała orkiestra, ale mimo to dziewczyna była pewna, że nic nie przełknie. Nie z wizją spotkania Huncwotów za kilka godzin.
- Chodź, bo kolejnego ochrzanu od Syriusza nie zniosę – blondynka jęknęła niezadowolona, wpatrując się w Vedis iście cielęcym wzrokiem.
- Czekaj, co? Jak to „ochrzanu od Syriusza”?
- Pamiętasz jak byliście u nas w wakacje? Uparłaś się, że nie będziesz jeść kolacji. Syriusz przyszedł do mnie i ubłagał, żebym trochę cię przypilnowała. Jako Gryfon ma ograniczoną możliwość, więc znalazł kozła ofiarnego.
Cyzia rozczochrała Ve jej czarne loki i uśmiechnęła się przyjaźnie. Nie musiały się uwielbiać, ale były rodziną, a ten status do czegoś zobowiązywał. Arystokracja może nie była kręgiem bardzo zżytym, ale na swoich nie dali obnażać zębów. Nikomu i niczemu.
- Możecie przestać traktować mnie, jakbym miała pięć lat? – Ślizgonka wstała i jednym ruchem pozamykała wszystkie podręczniki. – Nie pójdę na obiad, bo nie jestem głodna – zakomunikowała i wyszła z biblioteki, nie poświęcając Narcyzie ani jednego spojrzenia więcej. Zachowała się w tym momencie jak rozkapryszona gówniara, ale przecież przyznanie się do prawdziwego powodu nie wchodziło w grę.
   Niemal biegiem puściła się przez korytarz. Ramię znów piekło, w dodatku kręciło jej się w głowie. Syk węża rozdzierał jej uszy. Oparła się o chłodny marmur ścian i zamknęła oczy.
- Ogarnij żopę, Black – wymamrotała, zagryzając wargę. Cóż za wyrafinowanie godne arystokratki.

***
  Pokój wspólny Gryfonów, w przerwie między obiadem a kolejną lekcją, zawsze wypełniały tłumy. Dziewczyny rozchichotane poprawiały komentowały wydarzenia minionego dnia, chłopcy skupiali się głównie na sporcie i ulubionych drużynach. Syriusz stanął przed swymi przyjaciółmi… Dobrze, nie stanął tylko klęknął.
- O nie. Nie damy się namówić na twoje gierki. Zaprowadzisz nas tam i coś wybuchnie . – Mary Lupin, znana także jako najpiękniejsza blondynka Gryffindoru, nigdy nie ufała pomysłom Łapy. Stop. Jemu nikt o zdrowych zmysłach nie ufał. Syriusz był chyba najbardziej beztroską osobą w Hogwarcie, wszelkie zasady omijał na wszystkie możliwe sposoby a i jego styl pozostawiał wiele do życzenia. No i ta nieszczęsna miłość do niebezpieczeństwa.
- Proszę was, ten jeden raz mi zaufajcie. To cholernie ważne – Black warknął. Złoszczenie się na przyjaciół nie było w jego stylu, ale musiał ich jakoś zmusić do zaakceptowania jego siostry. Nieważne, że celu wizyty w pokoju życzeń im jeszcze nie zdradził.
- Myślę, że powinniśmy z nim pójść .
Remus wstał z fotela i przeszedł się w kółko po dywanie. Był tym najodpowiedzialniejszym i stanowczo najmądrzejszym z grupy. No, może poza rudą Lily Evans, ale ona była ponad wszelkie standardy.
- Myślisz? – James zachwiał się na stołku. Lubił pomysły Syriusza, zawsze okazywały się szalone i niebezpieczne, ale dla Pottera nie był to żaden problem. Czasem tylko przed wykonaniem wolał zdjąć okulary, tak na wszelki wypadek.
- Błagam, zgódźcie się.
- Tak, myślę, że tak. Bardziej niebezpieczne rzeczy robiliśmy niż pokój życzeń. Właśnie, Syriuszu, o co tak dokładnie chodzi?
- Chcę, abyście kogoś bliżej poznali – odparł i nim zdążyli coś dodać, złapał torbę z książkami i wybiegł z pokoju wspólnego. Większa połowa planu wykonana. Jeszcze teraz żeby łaskawie zaakceptowali fakt, że jego bliźniaczka to Ślizgonka. Znaczy się… Teoretycznie o tym wiedzieli, ale nigdy nikt nie zwracał na to większej uwagi. Można powiedzieć, że istnienie Vedis i Regulusa było jego prywatnym problemem, który pozostała część grupy miała głęboko gdzieś.
- Dalej nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – Mary posłała swemu starszemu bratu przerażone spojrzenie.
- Życie jest ryzykiem. – Remus wbił wzrok w okno. Każdej pełni ryzykowali dla niego życia. Dlaczego nie mogliby spełnić prośby Łapy? Człowieka, który zrobiłby dla nich wszystko? Lunatyk darzył Syriusza wyjątkową sympatią już od pierwszego dnia w pociągu. Jego i tę mała fajtłapę, która w momencie ceremonii przydziału próbowała się zabić na środku wielkiej sali.
  Remus grzebał widelcem w talerzu, co chwile poprawiając wstążkę na ręce. Jego myśli krążyły gdzieś między zakończoną przed chwilą ceremonią, a wydarzeniem sprzed kilku lat. Złożył wtedy jedną, niepozorną obietnicę, która wciąż budziła go w nocy, jakby upominając się o spełnienie.
- Syriuszu, mówiłeś, że jak ma na imię twoja siostra?
- Vedis, ale możesz mówić wredna pokraka, też zareaguje – odparł Black z ustami pełnymi naleśnika. Lupin kilka razy pociągnął się za włosy. Imię się nie zgadzało, ale oczy…
***
- I jak tam, Melanie? – Syriusz oparł się o ścianę, przybierając pozę typowego kobieciarza-buntownika. Nieważne, ze kobiety z którą rozmawiał wcale nie zamierzał podrywać. Chociaż… Złapał dziewczynę za krawat i przyciągnął do siebie. Nie, to wcale nie było u nich dziwne. Ich zagrywki nigdy nie były do końca sprawiedliwe i poprawne politycznie.
- Mógłbyś mnie puścić, Behemocie? Zaraz cię obrzygam i ta śliczna koszula pójdzie do prania, a sam będziesz śmierdział żółcią do końca dnia.  – Dziewczyna uśmiechnęła się słodko do swego bliźniaka. Gdy ten w końcu ją puścił, musiała łaskawie poprawić ten cholerny krawat. Wypadałoby też włosy ogarnąć, chociaż to w jej przypadku było niemożliwe.
-Behemocie? Dawno chyba crucio na dupie nie czułaś.
-Całe dwa dni. W porywach trzy. To idziemy do tego twojego baraniego stadka, czy mogę iść się uczyć, albo coś?
- Coś? – Syriusz zmarszczył brwi, wlepiając spojrzenie w Vedis. – Czy owe coś to zarywanie do połowy męskiej części Hogwartu, jak to masz w zwyczaju? – Zakpił. Dziewczyna parsknęła śmiechem. Kolejna wspólna cecha z Syriuszem. Żadne z nich nie musiało nikogo podrywać, by doprowadzić do szału płeć przeciwną. Wystarczyło ładnie zatrzepotać rzęsami i miało się kogo chciało. Teoretycznie. Z małymi wyjątkami.
- Ależ oczywiście. Może polecisz mi jakiegoś Gryfona? Byłaby to ciekawa odmiana. – Chichocząc dała bratu całusa w policzek
- Bierz Remusa, trzeba go w końcu rozruszać . – Syriusz przewrócił oczami, a dziewczyna na kilka sekund przestała oddychać. Zacisnęła zęby na swojej wardze, puszczając dopiero gdy poczuła metaliczny smak cieczy.
- Szukaj dalej, to zły pomysł… Chodźmy już w końcu, nie mam całego dnia. Pogoda taka piękna ,wypadałoby się przejść na spacer. A myślałeś już o wypracowaniu dla Slughorna?
- Kocham to twoje zmienianie tematu. Chodź, poczwaro. Idziemy.

***
Kolorem zim jest biel. Lato stroi się w żółcie. Wiosna stawia na zieleń. A jesień?
Jesień jest barwna i nieprzewidywalna. Kolejny dzień owija się wokół nocy, łącząc niby w jedność.
-Nie podoba mi się ta bajka…
- To nie bajka, dziecko. To życie.
Słychać kroki, schody znów zmieniły trasę. Wiatr. Kłopoty. Teraz?

Śpij. Słodki sen dopiero się zacznie. 

---------
Ze względu na moje tępo pisania ala "krew z nosa" postanowiłam podzielić wydarzenia  z drugiego rozdziały na dwa rozdziały. Pominęłam dwa, dość kluczowe fragmenty które miały być w rozdziel drugim...Ale nieważne. Będą w trzecim. Pozostawiam to to teraz w zawieszeniu. 

3 komentarze:

  1. Jestem i komentuję. Szczerze? Nie powalasz, ale jestem przekonana, że wystarczy trochę praktyki i trochę czasu, by wyszło cudo, które czyta się z wypiekami na twarzy. ;)
    Dzisiaj będzie krótko. Mam mieszane uczucia i na razie nie potrafię dostrzec głównego wątku. Ale to w końcu dopiero drugi rozdział. Mam lekkie obawy, że możesz zrzucić na nas jakąś bombę, po której trudno będzie się pozbierać. :D
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. ;)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Naprawdę bardzo podoba mi się Twój blog! Zawsze, jak szukałam opowiadania za czasów Huncwotów to trafiałam na same mętne historie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Czy pomiędzy Lupinem, a Vedis coś się stanie?
    Pozdrawiam, Jenny!
    http://as-long-as-the-war-do-us-part.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam że mi się strasznie podoba :)

    OdpowiedzUsuń