piątek, 20 listopada 2015

Rozdział III. Czasem należy przynieść czekoladki.

Cisza która zapanowała w pokoju życzeń zdawała się wręcz namacalna. Wszyscy obecni w pomieszczeniu kłócili się z własnymi myślami, wpatrując się w panienkę Black z mieszaniną irytacji i niepewności. Spodziewali się po Syriuszu wszystkiego…Albo jednak prawie wszystkiego.
James stukał różdżką w oparcie fotela, rozważając sprawę zaufania dziewczynie. Peter prowadził wewnętrzny monolog z trzymanym w dłoni ciasteczkiem, a Mary czujnym wzrokiem śledziła bliźnięta.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Długo znosiliśmy twoje wybryki, Black, ale sprowadzać Ślizgonkę, zapewne kolejną na usługach Sam-Wiesz-Kogo… - Lily gwałtownie zerwała się z miejsca i podeszła do Syriusza. Wpatrywała się  w jego oczy .
- Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł. – Vedis spokojnie odciągnęła brata od rudowłosej, na co ta zareagowała groźnym łypnięciem oczami.
Evans nienawidziła Ślizgonów. Wszystkich razem i każdego z osobna. Zaczęło się od dnia w którym jej dawny przyjaciel, Severus, nazwał ją Szlamą.
Vedis była jedną z niewielu przedstawicielek czystokrwistych, która w nosie miała status innych. Fakt, że Lilka była mugolakiem  miał dla niej tak samo duże znaczenie, jak śnieg na Krymie.
- Czego właściwie od nas chcesz?
- Niczego. Pomysł Syriusza. Mnie w to nie mieszaj…
Dziewczyna bezradnie uniosła ręce do góry. Sam zainteresowany mocno złapał siostrę w pasie. Przecież nie mógł odpuścić, bo Evans znów miała problemy.
W tym momencie drzwi otworzyły się i wszedł spóźniony Remus Lupin. Włosy miał w absolutnym nieładzie, bo znów musiał biec całą drogę od gabinetu pani Pomfrey.
- Wyba…- Zaciął się. Wzrokiem napotkał spojrzenie czarnowłosej Ślizgonki.  Zerknął na Syriusza, szukając w postawie chłopaka jakiegoś wyjaśnienia.
- No hej, Luniaczku. Mógłbyś łaskawie wyjaśnić tym jełopom, że ona nas wszystkich nie pozabija i nie odda naszych bijących serc wujciowi  Voldziowi? – Syriusz wesoło przekrzywił głowę. Jego słowa wywołały mimowolne rozbawienie pozostałych.  Czy oni wszyscy mieli jakąś schizę na punkcie demonicznego rodowodu Ślizgonów? Syriusz żył w całej zasranej Ślizgońskiej rodzinie. Właśnie. Ciągle żył. Jeszcze.
Remus dopiero teraz zorientował się, że wciąż stoi z otwartymi ustami.
- Em… Witaj, Vedis. Nie zamierzasz nas pozabijać, prawda? – To pierwsze przyszło mu do głowy. Powtórzenie słów Syriusza ze znakiem zapytania na końcu. Merlin musiał mieć z niego niezły ubaw, gdy ten wpatrywał się w kobietę i ledwo składał słowa.
- Czekaj, sprawdzę czy mam to w swoim planie dnia – parsknęła dziewczyna w odpowiedzi. Z każdą sekundą była coraz bardziej zdenerwowana. Od niechcenia wyjęła dziennik z kieszeni i przerzuciła parę kartek. Pozwoliło jej to na chwilę uniknąć spojrzenia Remusa. Tego cholernego panicza Lupina, który prześladował ją i jej chwiejną psychikę od kilu ładnych lat. – Nie, żadnych morderstw na dziś.
- No. Czyli możemy jej zaufać – rzucił Remus. To była dla niego szansa, żeby móc ją poznać.  Przecież nie oczekiwał wiele. Wąż i lew stanowczo nie stanowią dobrego połączenia. Ale rozmowy nie każe się Azkabanem.
- Zwariowałeś?! – Lily znów podniosła głos. Tym razem jednak nikt nie zwrócił na nią większej uwagi.
- Ograniczone zaufanie na okres próbny. Ale musi złożyć przysięgę. – James wstał z miejsca. Lily była przeciwna, Mary i Peter milczeli, Syriuszowi zależało a Remus się zgodził. Potterowi, jako przywódcy paczki, nie zostało nic innego jak podjęcie w miarę sprawiedliwej decyzji. To było szalone i nieodpowiedzialne, ale teoria o bliźniętach działała w tym wypadku pozytywnie na werdykt.
Vedis spojrzała na niego, nie do końca  wiedząc co ten ma na myśli. Przysięgi na ogół kończyły się dla niej dość boleśnie. Pewnie dlatego, że nigdy nie zgodziła się żadnej złożyć.  
Przeniosła wzrok na Remusa. Przez chwilę znów patrzyli sobie w oczy, próbując się wzajemnie zrozumieć.
- Złoży, złoży. – Syriusz wziął siostrzyczkę na ręce i zakręcił się dookoła własnej osi.
- Puszczaj, deklu – warknęła Ve, powstrzymując śmiech.
- Jeszcze się całować zacznijcie, jak na zgodne rodzeństwo przystało – rzucił James, wpatrując się w Blacków.
- Hm. Nie mam nic przeciwko. – Syriusz odstawił dziewczynę na ziemię, jednocześnie wsuwając dłoń w jej włosy i przyciągając ją do siebie. – Pozwoli panienka?
Mary i Remus w milczeniu przeklinali Syriusza. Dziewczyna mocno zagryzła wargę. Głupi, cholerny podrywacz. Nawet do własnej siostry musi zarywać. W dodatku na jej oczach!
- Przestań – Vedis odepchnęła lekko brata od siebie. Normalnie raczej by nie oberwał  za taką akcję, bo po alkoholu rzeczywiście raz czy dwa im się zdarzyło i żadne wielkiej afery z tego nie robiło. Ale teraz, przy Huncwotach, czuła się zobowiązana do chociażby udawania moralności.  Jej wzrok po raz kolejny powędrował do Remusa.
Remusa, który odetchnął z ulgą. Nie chciał oglądać sceny kazirodczej. A przynajmniej tak tłumaczył sobie swoje emocje.
- O co chodzi z tą całą przysięgą? – Czarnowłosa odetchnęła głęboko. Musiała się skupić. Były pewne kwestie  w których Syriusz miał rację. Ten jeden raz chciała go posłuchać. Chciała poczuć się bezpiecznie, a jedyną szansą na to złudne uczucie było wejście w grono ludzi szczerych i prawdziwych.
- Taka dziecinna zabawa. Wymyśliliśmy to na pierwszym roku, więc nic mocnego.
Remus przewrócił oczami i wyjął z kieszeni mapę. Żeby dalej się w tę głupotę bawili?
Mary, Lily i Peter podeszli z trzymanymi w dłoniach zapalonymi świeczkami. Syriusz teatralnym gestem wyjął różdżkę i położył ją na prawym ramieniu siostry.
- A teraz połóż dłoń na mapie i powtarzaj za mną – rzekł uroczyście James. Vedis niepewnie kiwnęła głową. Przysięgi, powiązania losu, przepowiednie… Miała ciarki na samą myśli.
- Spokojnie, ty ich nie zamordujesz, to oni ciebie też nie, muszą się powygłupiać – szepnął Lupin, pochylając się lekko. Posłał Ślizgonce szczery uśmiech. To ją trochę uspokoiło.
- Przysięgam uroczyście, że o każdej porze nocy i dnia, tajemnice Hucwockie bezpieczne w mej będą głowie. Oznajmiam poszanowanie dla tradycji i jego brak dla zasad. Uważam, że Smarkerus to skończony frajer i zezwalam na pastwienie się nad jego gaciami. Każdej sekundy i każdej chwili będę mieć świadomość przynależenie do najbardziej zajebistego grona Hogwartu i obiecuję dumnie je reprezentować i od czasu do czasu załatwiać alkohol. I słodycze.
Vedis ledwie powstrzymywała śmiech przy powtarzaniu. Chyba była zbyt przewrażliwiona. Przysięga? Brzmi źle i mrocznie i tak…Ślizgońśko. Przysięga Huncwotów była po prostu zabawna.
- Tak mi dopomóż Merlin i piwo kremowe kropka.
- Kropka – zakończyli wszyscy.
- Alkoholu nie mam, ale na udobruchanie przyniosłam czekoladki wiśniowe. – Ve uśmiechnęła się dziecinnie.  Nie taka Blackówna  straszna jak ją malują.
***
- Odprowadzę cię – Remus i Vedis dziwnym trafem pozostali jedynymi wciąż poczytalnymi osobami w pomieszczeniu. Syriusz, James i Peter dorwali skądś  spore ilości piwa kremowego. Lily zirytowana całą sytuacją zabrała podręczniki i poszła się uczyć, a Mary po prostu zasnęła. – Nie możemy cię wpędzić w kłopoty, prawda?
- Podobno Huncwoci nie szanują zasad  - dziewczyna złapała Gryfona za rękaw szaty i pociągnęła w stronę lochów. Jak już planował być taki miły, to czemu nie skorzystać z okazji? Lekki rumieniec nie schodził jej z twarzy. Była zauroczona znajomymi braciszka. No, może oprócz Lily.
- A Ślizgoni są podobno bezwzględnymi mordercami a każdy ma mroczny znak – odparł pogardliwie Lupin. Nie wierzył w te bajeczki. Nie wierzył, że ktoś taki jak Vedis może być zły.
Kobieta uśmiechnęła się niepewnie. Nie może mu powiedzieć. 
Dopiero teraz zorientowali się, że od kilku sekund stali, patrząc sobie w oczy. W jednej chwili oboje odwrócili wzrok. Vedis odskoczyła jak oparzona, speszona zarówno sytuacją jak i nagłym dźwiękiem kroków na korytarzu.
-Idź już, Remusie – wymamrotała i nim zdążył ją zatrzymać, zniknęła w najbliższym korytarzu.
***
Dziewczyna zamarła, wręcz przylegając do drzwi. Kto normalny prowadzi rozmowy w środku nocy?
- Nie możemy jej zaufać!
- Ale twój ojciec…
- Ma gówno do gadania! Zabiję ją.
- Nie możesz…
- Ja wszystko mogę. Zabiję. Najpierw wszystkie cholerne szlamy, a potem ją. Wybraną. To mnie powinni zaufać, nie jej. Zabiję.
W tym momencie Vedis usłyszała zbliżającą się do drzwi osobę. Kolejny raz tego wieczoru musiała szybko wiać z miejsca zbrodni.
Wpadła do swojego dormitorium i opadła na łóżko. W głowie jej szumiało ze zmęczenia i natłoku emocji. Po raz kolejny była w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. Dopiero teraz dostrzegła karteczkę na łóżku.
Masz wielu wrogów. Wielkich, potężnych wrogów. Nie zawiedź mnie. T.
- Ja z tobą ślubu nie brałam – wymamrotała tylko, układając głowę na poduszce.
***
- Coś ty taka szczęśliwa? – Narcyza wpatrywała się w kuzynkę wielkimi oczami. Vedis lekko przekrzywiła głowę i zaśmiała się perlistym śmiechem. Kto normalny przejmowałby się pogróżkami po takim wieczorze? No tak. Normalny każdy.
Nazwisko zobowiązuje.
- Smakują mi babeczki – odparła Ve, natychmiastowo poważniejąc. Popołudnie zapewne znów spędzi z Huncwotami, odcinając się od swojej rzeczywistości.
Rozejrzała się po sali i napotkała wzrok Katniss. Na problemy znajdzie czas później.
**
Rok 1959.
-Panie! To nie jest dobry pomysł aby…
-Zamilknij, Abraxas. – Tom Riddle lekceważąco machnął dłonią, podchodząc do dziecka śpiącego w kołysce. Przesunął dłonią po delikatniej główce. Nie zamierzał dziecka  krzywdzić. Nie teraz. Było potrzebne.
-Niedługo sam zostaniesz ojcem,  przecież to może poczekać. Black…
- Blackowie są lojalnymi sojusznikami.  Wątpienie w nich to jak wątpienie we mnie. Czyżbyś wątpił? – Mężczyzna ujął różdżkę w dwa palce i powrócił do swojego rozmówcy. Po chwili młody Malfoy mógł poczuć na swojej szyi chłód drewna.
- Nie, panie. Nie wątpię w ciebie. Gorzej z tą dziewczynką…
- Listopad! Ta jędza wyraźnie powiedziała listopad. Trzeba zapobiec narodzinom Wybrańca.  
***

Człowiek rodzi się po to, aby umrzeć.  Koniec jest jedyną pewnością następującą po początku. Reszta jest jego wyborem i tylko on może decydować o tym co „dalej”. 
__________________________________________________________
Udało mi się namieszać, czy jeszcze nie? Szczerze mówiąc, sporo się wydarzy, ale no. Wstępy zawsze są nudne. Wybaczcie. 

5 komentarzy:

  1. Jestem odrobinkę skonfundowana. Poważnie. Nie mam pojęcia, co dla nas planujesz. I nie podoba mi się to. Nie.
    Życzę weny!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuje, że będzie ciekawie..

    OdpowiedzUsuń
  3. Awh, czekałam na rozdział!
    Podoba mi się, kto jest T?
    Troszkę się mylę z postaciami. :D
    Pozdrawiam, Jenny!

    http://as-long-as-the-war-do-us-part.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń