Cisza która
zapanowała w pokoju życzeń zdawała się wręcz namacalna. Wszyscy obecni w
pomieszczeniu kłócili się z własnymi myślami, wpatrując się w panienkę Black z
mieszaniną irytacji i niepewności. Spodziewali się po Syriuszu wszystkiego…Albo
jednak prawie wszystkiego.
James stukał
różdżką w oparcie fotela, rozważając sprawę zaufania dziewczynie. Peter prowadził
wewnętrzny monolog z trzymanym w dłoni ciasteczkiem, a Mary czujnym wzrokiem
śledziła bliźnięta.
- Nie, nie,
nie i jeszcze raz nie! Długo znosiliśmy twoje wybryki, Black, ale sprowadzać Ślizgonkę,
zapewne kolejną na usługach Sam-Wiesz-Kogo… - Lily gwałtownie zerwała się z miejsca
i podeszła do Syriusza. Wpatrywała się w
jego oczy .
- Mówiłam
ci, że to nie jest dobry pomysł. – Vedis spokojnie odciągnęła brata od
rudowłosej, na co ta zareagowała groźnym łypnięciem oczami.
Evans
nienawidziła Ślizgonów. Wszystkich razem i każdego z osobna. Zaczęło się od
dnia w którym jej dawny przyjaciel, Severus, nazwał ją Szlamą.
Vedis była
jedną z niewielu przedstawicielek czystokrwistych, która w nosie miała status
innych. Fakt, że Lilka była mugolakiem
miał dla niej tak samo duże znaczenie, jak śnieg na Krymie.
- Czego
właściwie od nas chcesz?
- Niczego. Pomysł
Syriusza. Mnie w to nie mieszaj…
Dziewczyna
bezradnie uniosła ręce do góry. Sam zainteresowany mocno złapał siostrę w
pasie. Przecież nie mógł odpuścić, bo Evans znów miała problemy.
W tym
momencie drzwi otworzyły się i wszedł spóźniony Remus Lupin. Włosy miał w
absolutnym nieładzie, bo znów musiał biec całą drogę od gabinetu pani Pomfrey.
- Wyba…-
Zaciął się. Wzrokiem napotkał spojrzenie czarnowłosej Ślizgonki. Zerknął na Syriusza, szukając w postawie
chłopaka jakiegoś wyjaśnienia.
- No hej,
Luniaczku. Mógłbyś łaskawie wyjaśnić tym jełopom, że ona nas wszystkich nie
pozabija i nie odda naszych bijących serc wujciowi Voldziowi? – Syriusz wesoło przekrzywił
głowę. Jego słowa wywołały mimowolne rozbawienie pozostałych. Czy oni wszyscy mieli jakąś schizę na punkcie
demonicznego rodowodu Ślizgonów? Syriusz żył w całej zasranej Ślizgońskiej
rodzinie. Właśnie. Ciągle żył. Jeszcze.
Remus
dopiero teraz zorientował się, że wciąż stoi z otwartymi ustami.
- Em… Witaj,
Vedis. Nie zamierzasz nas pozabijać, prawda? – To pierwsze przyszło mu do
głowy. Powtórzenie słów Syriusza ze znakiem zapytania na końcu. Merlin musiał
mieć z niego niezły ubaw, gdy ten wpatrywał się w kobietę i ledwo składał
słowa.
- Czekaj,
sprawdzę czy mam to w swoim planie dnia – parsknęła dziewczyna w odpowiedzi. Z
każdą sekundą była coraz bardziej zdenerwowana. Od niechcenia wyjęła dziennik z
kieszeni i przerzuciła parę kartek. Pozwoliło jej to na chwilę uniknąć
spojrzenia Remusa. Tego cholernego panicza Lupina, który prześladował ją i jej
chwiejną psychikę od kilu ładnych lat. – Nie, żadnych morderstw na dziś.
- No. Czyli
możemy jej zaufać – rzucił Remus. To była dla niego szansa, żeby móc ją
poznać. Przecież nie oczekiwał wiele.
Wąż i lew stanowczo nie stanowią dobrego połączenia. Ale rozmowy nie każe się
Azkabanem.
-
Zwariowałeś?! – Lily znów podniosła głos. Tym razem jednak nikt nie zwrócił na
nią większej uwagi.
-
Ograniczone zaufanie na okres próbny. Ale musi złożyć przysięgę. – James wstał
z miejsca. Lily była przeciwna, Mary i Peter milczeli, Syriuszowi zależało a
Remus się zgodził. Potterowi, jako przywódcy paczki, nie zostało nic innego jak
podjęcie w miarę sprawiedliwej decyzji. To było szalone i nieodpowiedzialne,
ale teoria o bliźniętach działała w tym wypadku pozytywnie na werdykt.
Vedis
spojrzała na niego, nie do końca wiedząc
co ten ma na myśli. Przysięgi na ogół kończyły się dla niej dość boleśnie.
Pewnie dlatego, że nigdy nie zgodziła się żadnej złożyć.
Przeniosła
wzrok na Remusa. Przez chwilę znów patrzyli sobie w oczy, próbując się
wzajemnie zrozumieć.
- Złoży,
złoży. – Syriusz wziął siostrzyczkę na ręce i zakręcił się dookoła własnej osi.
- Puszczaj,
deklu – warknęła Ve, powstrzymując śmiech.
- Jeszcze
się całować zacznijcie, jak na zgodne rodzeństwo przystało – rzucił James,
wpatrując się w Blacków.
- Hm. Nie
mam nic przeciwko. – Syriusz odstawił dziewczynę na ziemię, jednocześnie
wsuwając dłoń w jej włosy i przyciągając ją do siebie. – Pozwoli panienka?
Mary i Remus
w milczeniu przeklinali Syriusza. Dziewczyna mocno zagryzła wargę. Głupi, cholerny
podrywacz. Nawet do własnej siostry musi zarywać. W dodatku na jej oczach!
- Przestań –
Vedis odepchnęła lekko brata od siebie. Normalnie raczej by nie oberwał za taką akcję, bo po alkoholu rzeczywiście
raz czy dwa im się zdarzyło i żadne wielkiej afery z tego nie robiło. Ale
teraz, przy Huncwotach, czuła się zobowiązana do chociażby udawania
moralności. Jej wzrok po raz kolejny
powędrował do Remusa.
Remusa,
który odetchnął z ulgą. Nie chciał oglądać sceny kazirodczej. A przynajmniej
tak tłumaczył sobie swoje emocje.
- O co
chodzi z tą całą przysięgą? – Czarnowłosa odetchnęła głęboko. Musiała się
skupić. Były pewne kwestie w których Syriusz
miał rację. Ten jeden raz chciała go posłuchać. Chciała poczuć się bezpiecznie,
a jedyną szansą na to złudne uczucie było wejście w grono ludzi szczerych i
prawdziwych.
- Taka
dziecinna zabawa. Wymyśliliśmy to na pierwszym roku, więc nic mocnego.
Remus
przewrócił oczami i wyjął z kieszeni mapę. Żeby dalej się w tę głupotę bawili?
Mary, Lily i
Peter podeszli z trzymanymi w dłoniach zapalonymi świeczkami. Syriusz
teatralnym gestem wyjął różdżkę i położył ją na prawym ramieniu siostry.
- A teraz połóż
dłoń na mapie i powtarzaj za mną – rzekł uroczyście James. Vedis niepewnie
kiwnęła głową. Przysięgi, powiązania losu, przepowiednie… Miała ciarki na samą
myśli.
- Spokojnie,
ty ich nie zamordujesz, to oni ciebie też nie, muszą się powygłupiać – szepnął Lupin,
pochylając się lekko. Posłał Ślizgonce szczery uśmiech. To ją trochę uspokoiło.
- Przysięgam
uroczyście, że o każdej porze nocy i dnia, tajemnice Hucwockie bezpieczne w mej
będą głowie. Oznajmiam poszanowanie dla tradycji i jego brak dla zasad. Uważam,
że Smarkerus to skończony frajer i zezwalam na pastwienie się nad jego gaciami.
Każdej sekundy i każdej chwili będę mieć świadomość przynależenie do
najbardziej zajebistego grona Hogwartu i obiecuję dumnie je reprezentować i od
czasu do czasu załatwiać alkohol. I słodycze.
Vedis ledwie
powstrzymywała śmiech przy powtarzaniu. Chyba była zbyt przewrażliwiona.
Przysięga? Brzmi źle i mrocznie i tak…Ślizgońśko. Przysięga Huncwotów była po
prostu zabawna.
- Tak mi
dopomóż Merlin i piwo kremowe kropka.
- Kropka –
zakończyli wszyscy.
- Alkoholu
nie mam, ale na udobruchanie przyniosłam czekoladki wiśniowe. – Ve uśmiechnęła
się dziecinnie. Nie taka Blackówna straszna jak ją malują.
***
- Odprowadzę
cię – Remus i Vedis dziwnym trafem pozostali jedynymi wciąż poczytalnymi
osobami w pomieszczeniu. Syriusz, James i Peter dorwali skądś spore ilości piwa kremowego. Lily zirytowana
całą sytuacją zabrała podręczniki i poszła się uczyć, a Mary po prostu zasnęła.
– Nie możemy cię wpędzić w kłopoty, prawda?
- Podobno
Huncwoci nie szanują zasad - dziewczyna
złapała Gryfona za rękaw szaty i pociągnęła w stronę lochów. Jak już planował
być taki miły, to czemu nie skorzystać z okazji? Lekki rumieniec nie schodził
jej z twarzy. Była zauroczona znajomymi braciszka. No, może oprócz Lily.
- A Ślizgoni
są podobno bezwzględnymi mordercami a każdy ma mroczny znak – odparł pogardliwie
Lupin. Nie wierzył w te bajeczki. Nie wierzył, że ktoś taki jak Vedis może być
zły.
Kobieta
uśmiechnęła się niepewnie. Nie może mu powiedzieć.
Dopiero
teraz zorientowali się, że od kilku sekund stali, patrząc sobie w oczy. W
jednej chwili oboje odwrócili wzrok. Vedis odskoczyła jak oparzona, speszona
zarówno sytuacją jak i nagłym dźwiękiem kroków na korytarzu.
-Idź już,
Remusie – wymamrotała i nim zdążył ją zatrzymać, zniknęła w najbliższym
korytarzu.
***
Dziewczyna
zamarła, wręcz przylegając do drzwi. Kto normalny prowadzi rozmowy w środku
nocy?
- Nie możemy
jej zaufać!
- Ale twój
ojciec…
- Ma gówno
do gadania! Zabiję ją.
- Nie możesz…
- Ja
wszystko mogę. Zabiję. Najpierw wszystkie cholerne szlamy, a potem ją. Wybraną.
To mnie powinni zaufać, nie jej. Zabiję.
W tym momencie
Vedis usłyszała zbliżającą się do drzwi osobę. Kolejny raz tego wieczoru
musiała szybko wiać z miejsca zbrodni.
Wpadła do
swojego dormitorium i opadła na łóżko. W głowie jej szumiało ze zmęczenia i
natłoku emocji. Po raz kolejny była w niewłaściwym czasie w niewłaściwym
miejscu. Dopiero teraz dostrzegła karteczkę na łóżku.
Masz wielu wrogów. Wielkich,
potężnych wrogów. Nie zawiedź mnie. T.
- Ja z tobą
ślubu nie brałam – wymamrotała tylko, układając głowę na poduszce.
***
- Coś ty
taka szczęśliwa? – Narcyza wpatrywała się w kuzynkę wielkimi oczami. Vedis
lekko przekrzywiła głowę i zaśmiała się perlistym śmiechem. Kto normalny
przejmowałby się pogróżkami po takim wieczorze? No tak. Normalny każdy.
Nazwisko
zobowiązuje.
- Smakują mi
babeczki – odparła Ve, natychmiastowo poważniejąc. Popołudnie zapewne znów spędzi
z Huncwotami, odcinając się od swojej rzeczywistości.
Rozejrzała
się po sali i napotkała wzrok Katniss. Na problemy znajdzie czas później.
**
Rok 1959.
-Panie! To nie jest dobry pomysł aby…
-Zamilknij, Abraxas. – Tom Riddle
lekceważąco machnął dłonią, podchodząc do dziecka śpiącego w kołysce. Przesunął
dłonią po delikatniej główce. Nie zamierzał dziecka krzywdzić. Nie teraz. Było potrzebne.
-Niedługo sam zostaniesz ojcem, przecież to może poczekać. Black…
- Blackowie są lojalnymi
sojusznikami. Wątpienie w nich to jak
wątpienie we mnie. Czyżbyś wątpił? – Mężczyzna ujął różdżkę w dwa palce i
powrócił do swojego rozmówcy. Po chwili młody Malfoy mógł poczuć na swojej szyi
chłód drewna.
- Nie, panie. Nie wątpię w ciebie.
Gorzej z tą dziewczynką…
- Listopad! Ta jędza wyraźnie
powiedziała listopad. Trzeba zapobiec narodzinom Wybrańca.
***
Człowiek
rodzi się po to, aby umrzeć. Koniec jest
jedyną pewnością następującą po początku. Reszta jest jego wyborem i tylko on
może decydować o tym co „dalej”.
__________________________________________________________
Udało mi się namieszać, czy jeszcze nie? Szczerze mówiąc, sporo się wydarzy, ale no. Wstępy zawsze są nudne. Wybaczcie.
Jestem odrobinkę skonfundowana. Poważnie. Nie mam pojęcia, co dla nas planujesz. I nie podoba mi się to. Nie.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Wybacz :c
UsuńWybacz :c
UsuńCoś czuje, że będzie ciekawie..
OdpowiedzUsuńAwh, czekałam na rozdział!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, kto jest T?
Troszkę się mylę z postaciami. :D
Pozdrawiam, Jenny!
http://as-long-as-the-war-do-us-part.blogspot.com